Skip to main content

Głosy przeszłości

Poznaj, co nas inspiruje

Co mówią przodkowie?
Przyłącz się i posłuchaj bajań naszych przodków

slavic girl.jpg

Jam jest Milena, córka ziemi i lasu. Wychowałam się u boku matki zielarki, która nauczyła mię tajników ziół i mowy przyrody. Często, gdy kroczę ścieżką ku jezioru o zmroku, widuję cienie rusałek nad wodą lub słyszę śmiech wił w głębi zarośli. Ludzie w wiosce szepczą, że mam dar – iż we krwi mej płynie moc dawnych kapłanek.

W Noc Kupały, gdy dzień najkrótszy spotyka się z najdłuższą nocą, poczułam wezwanie. Serce me biło żywiej, jakby ktoś lub coś czekało na mnie u brzegów rzeki. Wymknęłam się cicho spośród kręgu ognisk, trzymając w dłoniach wianek z dziurawca, bylicy i rumianku – ziół, które matka mówiła, że ochroną są i szczęściem.

Stanęłam nad wodą, puściłam wianek na falę, by popłynął z prądem, a wówczas ujrzałam... Na mgnienie oka postać jasną w nurcie, oczy pełne tajemnic i uśmiech, który zdawał się z innego świata. Znikła, nim zdążyłam pojąć, kim była. Czyżby rusałka? Duch przodków? A może tylko sen? Lecz od tej nocy czuję, że coś – a może ktoś – czuwa nade mną z głębin dawnego świata.

Milena córka zielarki
stara kobieta.webp

Jam Mira, starą wiedźmą zowią mię, lecz nie takiego miana bym sobie życzyła. „Mira Zielarka” ludzie też prawią, „Mądra Babka” – i to już milsze miano dla mego ucha. Przez długie lata mieszkałam pośród lasów i pól, słuchając szeptów wiatru, radząc się drzew i zgłębiając tajemnice ziół, które Matka Ziemia skrywa przed oczami niewprawnymi.

Jarzębina to mi od zawsze najbliższa – te czerwone jagody gorąc od słońca w sobie noszą, nawet gdy chłód jesieni zstępuje na ziemię. Zrywam je w porze, gdy dzień z nocą spotyka się w równowadze, a potem wianki pleciemy z nimi, by nad progiem domu zawisły. Od złego spojrzenia one ochraniają, od nieszczęścia i choroby, od wszelakiego uroku. I tak, jak czerwień jarzębiny śmierć odpędza, tak dziurawiec ból koi, a piołun, ten gorzki, od złego ducha dom nasz osłania.

Pamiętam, iż raz przyszła do mnie młoda niewiasta, twarz miała bladą, a oczy pełne strachu. „Miro, ratuj!” – rzekła drżącym głosem. Dziecię jej płakało nocami, a ona widziała, jak cień nieznany nad kołyską przystaje, niby postać z mgieł utkanej. Licho to było, poczułam to w sercu swym. Uplotłam jej wianek z jarzębiny, garść czosnku do ręki dałam, by nad drzwi zawiesiła, izby dymem piołunu kazałam okadzić. „Zlej wodę w miskę dla dusz przodków” – rzekłam jej, bo duchy dziadów czuwać miały nad domem. I zaiste, cień odszedł, a dziecię spać poczęło spokojnie, jako przystoi.

Ludzie przychodzą do mnie z pytaniami, co nie śmią ich przed nikim innym zadać. Pytają o sny, o cienie, co po lesie się snują, o duchy i o opowieści dawne, których ledwie już wspomnienie po izbach krąży. Pytają, choć w głębi wiedzą, że nie zawsze prawdę usłyszą, jakiejby pragnęli. Są bowiem tajemnice, które w ciszy lepiej zostawić, jak zmrok, co nad wioską spływa bezszelestnie.

Mówią o mnie, że jestem stara, że oczy mam, w których mgła prastarych poranków i tajemnice dawnych nocy. A ja wiem, że jestem tylko liściem na wielkim drzewie, które korzenie swe w ziemi pradziadów zapuszcza. Drzewo to trwało długo przede mną i będzie trwać długo po mnie, bo tak oto toczy się ten krąg wieczny.

Opowieść starej Miry

Przyłącz się